poniedziałek, 4 listopada 2019

INKtober - Podsunowanie i moje przemyślenia

Na początku chce napisać jak bardzo ciesze się, że już jest koniec. Październik był bardzo intensywnym miesiącem, szczególnie jeśli chodzi o to wyzwanie. Ciesze się, że udało mi się stworzyć 31 prac w ciągu tego miesiąca, dzięki którym wiele się nauczyłam przede wszystkim:





Organizacja czasu

Codzienne tworzenie filmów to nie lada wyzwanie. Jeden 5 minutowy filmik zajmował mi około 4 godzin pracy. Ten czas na pewno by się skrócił, gdybym miała lepszy komputer, bo tak na prawdę większość tego czasu to czas skracania i renderowania materiału przez mój sprzęt. Samo malowanie zajmowało od 25 min do godziny, przez to często musiałam wstawać dużo wcześniej niż zazwyczaj, malować z samego rana przed obowiązkami, a gdy wracałam do domu i było już ciemno, mogłam pozwolić sobie na składanie i renderowanie materiału. Były też dwa dni, gdzie nie mogłam w ogóle malować, wiec musiałam nadrobić wszystko kolejnego dnia. To też był niezły maraton. Ten miesiąc nauczył mnie, że jeśli się chce da się zorganizować i zaplanować dzień, by zrobić wszystko co się planowało. Czasem trzeba zrezygnować z przyjemności, wyjścia ze znajomymi, a czasem trzeba zagryźć zęby i wstać o 6, żeby się wyrobić ze wszystkim lub siedzieć do późna. Nikt nie mówił, że będzie łatwo :)

Poznanie nowej techniki

Nigdy w życiu nie miałam styczności z tuszem. Nie wiedziałam zupełnie czego się spodziewać. Rzuciłam się trochę na głęboka wodę, decydując się na tusz, zwłaszcza, że głownie rysuje kredkami i ołówkami, a farby i płynne media nie są mi tak bliskie. Myślałam, że tusz (Indian Ink) jest jak akwarela, a jednak się myliłam. Fakt, że maluje się nim przy użyciu wody jednak... gdy zaschnie na papierze jest już nie do ruszenia, wiec wszelkie pomyłki są nie do usunięcia. To daje tez nowe możliwości, nakładanie wielu warstw staje się bardzo łatwe i nie trzeba się martwić o zniszczenie poprzedniej. Zakochałam się w kolorze tuszu, daje bardzo przyjemny ciepły odcień szarości a przy 2 warstwach prosto z buteleczki tworzy przepiękna, głęboka czerń.

Pomysły na nowe prace

Kilka prac podsunęło mi pomysły na bardziej dopracowane obrazy, które chciałabym w przyszłości namalować tuszem. Wiem teraz, że jestem w stanie to zrobić i nie boje się pracy z tuszem. Wiem mniej więcej co dobrze wyglądać w tej technice, a czego raczej unikać, ta wiedza przyda się w większych projektach. Myślałam nad namalowaniem dużej i bardziej dopracowanej wersji królika z dnia 6 i sokoła z dnia 4.

Pierwszy szkicownik

Pierwszy raz w życiu zapełniłam cały szkicownik. Nigdy nie byłam typem artysty, który by używał szkicownika do luźnych szybkich rysunków, wole pojedyncze arkusze papieru i tworzenie pełnych dopracowanych prac. Nigdy nie pracowałam w jednym na tyle, by zapełnić go w całości. Zazwyczaj kończyło się na 3-5 rysunkach i szkicownik szedł w zapomnienie bo albo mi się nudził albo nie lubiłam papieru. Tym razem nie mogłam sobie na to pozwolić z prostego powodu, nie miałam innego odpowiedniego do mokrych technik, a chciałam mieć wszystkie prace w jednym miejscu. Bardzo bałam się, że Canson, którego używałam nie poradzi sobie z ilością warstw i wody jaka użyję, a jednak sprawdził się świetnie! Dużo lepiej niż się spodziewałam.






No ale niestety... są tez cienie Inktoberu

Monotonia

Fakt, że co dziennie musiałam pracować tylko i wyłącznie w jednej technice, był dla mnie najgorszy. Na początku czułam ekscytacje, że mogę się pobawić tuszem ale z czasem entuzjazm zaczął znikać. Pod koniec trzeciego tygodnia czułam już poważne zmęczenie i monotonie. Miałam wrażenie, że co dzień maluje to samo, za każdym razem zwierzak, za każdym razem czarno biały, za każdym razem podobny rozmiar... ile można?! Tym bardziej, że obok Inktoberu pracowałam jeszcze nad innymi rzeczami, które tez były czarno białe. Bardzo brakowało mi chociaż odrobiny koloru.

Czas

To jest chyba najgorszy aspekt tego wyzwania... To ile czasu trzeba poświecić na stworzenie filmu to był dla mnie dramat. Mój komputer nie wyrabiał się z tym czasami i musiałam wstawiać kilka filmów jednego dnia. Bywały dni, że mi się nie chciało malować, bywały takie, gdy nie miałam czasu. Nie wyrabiałam się z robieniem miniaturek do filmów oraz ze wstawianiem zdjęć na instagrama. Nie oszukujmy się, mało kto ma całe dnie wolne i może sobie pozwolić na tyle dodatkowej pracy.

Jest tez parę rzeczy, które zmieniłabym w trakcie tworzenia tego wyzwania

Zdjęcia na Instagramie

Na Instagram wstawiałam głownie zdjęcia robione lustrzanka. Po skończeniu inktoberu pomyślałam, że dużo lepiej mogłyby wyglądać zeskanowane prace. wszystkie miałyby ta sama jasność, nie różniłyby się tak od siebie. Zdjęcia, które wstawiałam różniły się, jedne były ciemniejsze, jedne bardziej zimne w kolorze, inne cieplejsze. to wszystko było spowodowane pogoda, która była na dworze. Rożne światło wpadało do pokoju, a ja nie zmieniałam ustawień aparatu.

Miniaturki na YouTube

Po czasie myślę, że te miniaturki, które dodawałam też nie były szczytem moich możliwości. Wiem, że mogłabym stworzyć coś dużo lepszego ale szczerze mówiąc oszczędność czasu wygrała. Te miniaturki były po prostu klatkami z filmiku, na które dodałam napisy. Gdybym je teraz robiła, trzymałabym się raczej jednego koloru napisów i robiła zdjęcie specjalnie do miniaturki, bo w niektórych napisy zasłaniają cześć pracy albo zlewają się z tłem. Na pewno byłyby też jaśniejsze i bardziej wyraziste. No trudno, na przyszłość będę wiedziała nad czym mogę popracować i na co zwrócić większą uwagę.

Na koniec pozostaje to najważniejsze pytanie... Czy w przyszłym roku tez wezmę udział w Inktoberze?
Nie mam pojęcia. Nie chce niczego obiecywać, bo nie wiem jak się życie ułoży, do przyszłego roku wiele się może zmienić. Na ta chwile powiedziałabym, że nie ale tylko dlatego, że jestem bardzo zmęczona po tym miesiącu i muszę dać sobie chwile przerwy.

Dajcie znać jak wam minął Tuszdziernik i czy podołaliście wyzwaniu. Podzielcie się swoimi przemyśleniami, chętnie poznam wasze zdanie.









piątek, 27 września 2019

Rysunkowe wyzwanie INKtober - Co to jest?

Inktober to miesięczne wyzwanie artystyczne stworzone przez artystę Jake'a Parkera. Nazwa inktober to gra słów Ink (ang tusz) i October (ang październik). Jake chciał on skupić się na polepszeniu swoich umiejętności i wyrobieniu sobie nawyku rysowania dlatego postanowił że w październiku będzie co dzień przez miesiąc tworzyć rysunki tuszem i wstawiać je do sieci. W krótkim czasie cały świat oszalał na punkcie tego pomysłu i powstało wiele wariacji inspirowanych wyzwaniem Jake'a np MerMay (mermaid (ang syrena) + may (ang maj) cały maj rysujemy syreny).

Podaję link do oficjalnej strony wyzwania: -> INKtober <-

Czas trwania: 31 dni, Od 1 do 31 października

Zasady: 

Oficjalne zasady brzmią tak:
1. Stwórz rysunek tuszem
2. Opublikuj go w sieci
3. Dodaj hashtagi #inktober i #inktober2019
4. Powtarzaj powyższe punkty każdego dnia w październiku


Trzeba jednak zaznaczyć że pierwszy punkt często budzi duże kontrowersje. Twórca tego wyzwania miał w zamyśle tworzenie ilustracji za pomocą tuszu, stąd też pochodzi sama nazwa INKtober. Jednak dla wielu ludzi to wyzwanie jest pretekstem do codziennych ćwiczeń i tworzenia prac w innych technikach takich jak kredki, akwarele, markery czy praca na tabletach. Niektórzy nie zgadzają się z tym podejściem twierdząc że pierwotnym zamysłem było wykorzystanie tuszu i tak powinno pozostać. A co mówi sam autor na ten temat? Przyznaje że pierwotnie wykorzystywał sam tusz ale każdy artysta może tworzyć w technice która chce rozwinąć bo o to w tym wyzwaniu chodzi i każda technika jest równie ważna choć bardzo się od siebie różnią.

By było nam łatwiej wiele artystycznych grup i niezależnych artystów tworzy swoje listy z tematami rysunków. Czasem mamy problem by wymyślić rysunek czy ilustrację od zera a tematyczne listy dają nam kierunek w którym możemy podążać. Podkreślam że możemy ale nie musimy, nie jesteśmy zobowiązani do korzystania z żadnej listy. Śledząc poszczególne listy i tematy z nich jestem pod ogromnym wrażeniem jak wielka jest różnorodność i kreatywność artystów tworzących prace w tym samym temacie. Nie spotkamy dwóch takich samych rysunków a każdy z nich będzie pokazywał charakter i wyjątkowość swojego tworcy!
Wstawię poniżej oficjalną listę Inktober oraz polski przykład udostępniony przez sklep plastyczny maluje.pl



Czy się podejmę?
Znam to wyzwanie od wielu lat i zawsze podziwiałam artystów którzy się go podejmowali wyobrażam sobie jak wiele pracy w to wkładają. W tym roku mam ogromną ochotę dołączyć do wyzwania Inktober i sprawdzić się. Bardzo chciałabym wstawiać co dzień filmiki na yt z tym jak maluję jednak boję się że nie dam rady. Zaczynam właśnie kolejny rok akademicki, a przy tworzeniu filmów trzeba zrobić o wiele więcej rzeczy niż sam rysunek. Spróbuje, najwyżej nie pojawi się 31 filmików ale to zawsze dobry początek :)
Mam już przygotowane przybory których będę używać, stwierdziłam że zostanę przy tradycyjnym czarnym tuszu. Nigdy w życiu nie używałam tego medium i myślę że to będzie idealna okazja by poznać je. 
Mam do was ogromną prośbę! Chciałabym w każdym filmiku poruszyć jakiś temat by filmiki były bardziej interesujące i wnosiły coś więcej dlatego zwracam się do was z prośbą o pomysły o czym mogę mówić. 

piątek, 24 maja 2019

Czego nauczyłam się przez 6 lat rysowania

Jakiś czas temu jedna osoba na Instagramie podsunęła mi świetny pomysł - by narysować jeszcze raz pracę sprzed wielu lat. Zrobiłam to od razu, gdy miałam czas i patrząc na te dwie prace, nasunęły mi się pewne przemyślenia. Oba rysunki dzieli okres 6 lat i nie mogę się nadziwić jak duża jest między nimi różnica. Nauka rysowania to bardzo powolny proces i nie możemy oczekiwać spektakularnych efektów z dnia na dzień. Potrzeba wiele uporu i cierpliwości, by zauważyć jakaś różnice.
Oto kilka rzeczy które nauczyłam się w ciągu tych lat:

1. Dociskanie kredki

To co widać na pierwszy rzut oka to intensywność barw. W pracy z 2013 roku nie pokrywałam dokładnie porów kartki. Były one doskonale widoczne spod cieniutkiej warstwy kredki, która nakładałam. Sądziłam, że jeśli dobiorę odpowiedni kolor kredki to wystarczy, by rysunek wyglądał na realistyczny.  Nie dbałam w ogóle o dokładne pokrywanie papieru pigmentem z kredki czy o odpowiednią głębię koloru. Czarny to przecież czarny, jeśli pomaluje lekko kredka to nadal to będzie ten sam czarny prawda? No niestety nie. Bałam się dociskać mocno kredek, doskonale to widać w moich starych pracach. 

2. Cierpliwość

Nie byłam cierpliwa, gdy chodziło o rysowanie mniej ciekawych rzeczy. Uwielbiałam (i nadal tak jest) szczegóły, w których mogę się wykazać i na nich skupiałam całą swoją energię, a gdy dochodziło do mniej interesujących rzeczy takich jak większe jednorodne powierzchnie (w przypadku tych tygrysków doskonale widać to na futrze malucha. Jest rysowane chaotycznie i bardzo niestarannie, widać że nie przyłożyłam się do niego), elementy bez wyróżniających się szczegółów czy choćby tła, po prostu robiłam je byle szybciej, byle tylko skończyć rysunek. Teraz wiem, że to był ogromny błąd z mojej strony. Każdy, nawet najmniejszy fragment rysunku, zasługuje na ta sama ilość uwagi z naszej strony. Nie możemy sobie pozwolić na robienie czegoś "na odwal się" bo będzie to bardzo widoczne przy porównaniu z bardziej dopracowanymi elementami rysunku. Praca powinna w całości prezentować ten sam poziom. Jeśli, na przykład, nie macie cierpliwości do robienia tła dla postaci to lepiej je sobie całkiem darować niż zrobić je niestarannie. 

3. Odpowiednie kadrowanie zdjęć

Gdy znalazłam zdjęcie które bardzo mi się podobało, rysowałam je dokładnie tak samo jak wyglądało. W przypadku pracy z 2013 roku, znalazłam w sieci zdjęcie, które zostało fatalnie skadrowane. Oko mamy jak i język są prawie ucięte, znajdują się przy samej krawędzi papieru. Fakt, że głowa malucha znajduje się w mocnym punkcie ale cała reszta wygląda po prostu źle. Tym razem znalazłam oryginalne zdjęcie ukazujące prawie całą postać tygrysicy razem z łapami. Uznałam, że łapy będą tutaj zbędne i wykadrowałam całość tak by skupić się na pyskach kotów i niczego im nie ucinać.

4. Używanie białej farby/żelopisu 

Nie zawsze zostawianie białych przestrzeni czystego papieru jest dobre i łatwe. Czasem lepiej zamalować wszystko i później dodać białych refleksów w oku lub, tak jak tutaj, wąsów białym żelopisem czy farba. Omijanie setki białych linii i próba zamalowania malutkich przestrzeni między nimi była dla mnie mordęgą... Pamiętam jak bardzo nienawidziłam tej części w zwierzątkach. Możecie zauważyć, że każdy wąs był obrysowany ołówkiem, by łatwiej było mi zostawić te puste przestrzenie. Teraz moja technika zmieniła się zupełnie. Wąsy rysuje czarnym długopisem i malując kredkami nie zważam w ogóle na nie. Dopiero na koniec robię parę ruchów pędzlem z farba i gotowe! Oszczędność czasu i nerwów. 

5. Uzupełniania zdjęć, gdy coś jest ucięte lub brakuje

Nie potrafiłam uzupełnić brakującego zdjęcia. Jeśli chciałam narysować jakąś fotkę, na której było ucięte ucho, to rysowałam tak jak było na zdjęciu. Nie potrafiłam sobie poradzić z ewentualnymi brakami. Teraz to dla mnie żaden problem. Potrafię dorobić brakujące elementy lub zrobić jakieś zmiany które wg mnie będą lepiej się prezentować. 

6. Nie wszystko musi być jak na zdjęciu

Kiedyś myślałam, że jeśli mam zdjęcie to nie mam prawa zmieniać w nim cokolwiek bo to wtedy już nie będzie realizm. Nawet profesjonalni fotografowie, zrobią w swoich zdjęciach korekty, retusze, zmieniają kształty tak by coś lepiej się prezentowało. Na zdjęciu, które używałam oczy obu tygrysów miały w sobie bardzo duże odbłyski, które prawie uniemożliwiały dokładne zobaczenie tęczówki i źrenic. W nowym rysunku zmieniłam nieznacznie oczy bo chciałam pokazać ich głębię i wielobarwność. 
W przypadku zwierząt, to samo tyczy się też wąsów. Czasem jest ich tak dużo, że dominują cały obraz lub zdjęcie. Lepiej wtedy ograniczyć ich ilość do kilku bardziej charakterystycznych. To pozwoli na skupienie się widza na istotnych częściach pracy.

Bardzo dużo nauczyłam się przez te wszystkie lata i wiem, że jeszcze więcej nauki przede mną. Człowiek nigdy nie osiągnie granicy swoich możliwości. Gdy uważamy, że coś potrafimy zawsze możemy nauczyć się jeszcze więcej. Nie zadowalajmy się tym co mamy i ciągle dążmy do rozwoju i nauki. I tego wam życzę, cierpliwości, wytrwałości i dużo nauki :) 






wtorek, 23 kwietnia 2019

Test i recenzja - Kredki Caran d'Ache Luminance

Witam wszystkich bardzo serdecznie! Dziś mam dla was coś bardzo wyjątkowego! Dzięki uprzejmości Sklepplastyczny.pl - > LINK < -  mogłam przez 2 tygodnie przetestować zestaw 40 kredek Caran d'Ache Luminance.

Firma Caran d'Ache specjalizuje się głownie w produkcji przyborów papierniczych takich jak pióra i długopisy bardzo wysokiej jakości jednak w swojej ofercie mają również ołówki oraz kilka rodzai kredek z których Luminance mają już światową sławę i używają ich profesjonaliści.

Cena i dostępność:

Mamy możliwość kupienia tych kredek w zestawach 12, 20, 40, 76, 80 sztuk z czego (ważna informacja) w zestawie 76 kolorów otrzymujemy dodatkowo dwa blendery a w zestawie 80 sztuk otrzymujemy 4 powtarzające się kolory.
Ostatnio pojawiła się możliwość kupowania Luminance na sztuki! Czekałam na to wiele lat! Cena jednej kredki to ok 10-12 zł. To sporo jednak pamiętam jak dopiero wchodziły do sklepów i jedna kosztowała 14-15 zł :)

Przejdźmy może do zestawu który testowałam.
Pudełeczko jest niewielkie, wykonane z grubego bardzo sztywnego papieru które z pewnością wiele wytrzyma i będzie dobrze chronić zawartość. Same kredki są umieszczone w pojedynczych przegródkach z gąbki. Siedzą w nich ciasno i nie ma szans by cokolwiek im się stało.



Kolory są dobrane fantastycznie jak na tak mały zestaw. Bałam się że nie będę w stanie narysować niczego realistycznego przez brak jakiejś kredki. Znajdziemy tu zarówno żywe kolory podstawowe jak i ładną gamę kolorów neutralnych i stworzonych do portretów. Jest też kilka unikatów które kupiłam sobie jako pojedyncze sztuki (821 - kremowy, ładnie kryje i sprawdził się idealnie do rysowania pojedynczych włosków, 129 - przepiękny przygaszony fiolet, 002 - delikatny szaro niebieski, idealny do blendowania i delikatnych cieni, 862 - fioletowo-różowo-brązowo-szary... cudo! wycieniowałam nim prawie całą twarz Jokera)



Pierwsze wrażenie gdy zaczęłam robić próbnik - jak najbardziej pozytywne. Słyszałam bardzo wiele opinii, że są niesamowicie miękkie i bałam się że będą tak miękkie jak Derwent Drawing. Na szczęście nie są w ogóle do nich podobne. Powiedziałabym że znajdują się pomiędzy Polychromosami, a Derwent Coloursoft. Ich twardość pozwala na precyzję i dopracowane szczegóły na gładkim papierze przy czym dają bardzo dużo pigmentu na kartce.

Nie lubię bawić się w mieszanie kolorów na kartce i cieniowania kul by sprawdzić jak zachowują się kredki. Dlatego od razu zabrałam się za coś ambitniejszego - portret Jokera. Na pierwszy ogień wybrałam papier Daler-Rowney Smooth Heavyweight 220 gsm, dlatego że wiem jak dobrze sprawdzał mi się z każdymi innymi kredkami i ołówkami jakie miałam. To była najbezpieczniejsza opcja.

ZALETY

Przejdźmy do zalet tych kredek, bo nie bez powodu uznawane są za jedne z najlepszych ;)

1. Pigmentacja i blendowanie terpentyną 

Gdy zaczęłam malować garnitur szybko zorientowałam się że mocne przyciskanie kredki by pokryć dokładnie wszystkie pory będzie wyjątkowo uciążliwe i pracochłonne. A że człowiek jest z natury istotą leniwą to sięgnęłam po terpentynę / white spirit. Jakież było moje zdziwienie gdy taka dość zwyczajna warstwa kredki jaką daję zazwyczaj, zmieniła się niemal w mega napigmentowaną farbę... nie mogłam wyjść z podziwu... zresztą sami spójrzcie na zdjęcie po lewo. Kolor stał się bardzo gładki, równomiernie rozprowadzony, nie widać żądnych pociągnięć kredki! Czerwienie, brązy i zielenie to po prostu bajka dla terpentyny. Z niebieskościami jest minimalnie gorzej ale i tak robi wrażenie. Nie próbowałam jak sprawa wygląda z żółciami ale podejrzewam że trzymają poziom jak reszta kredek. 

2. Światłoodporność

Producent chwali się " Caran d'Ache is the only brand to offer a set of 76 colours with 61 colours classified in the best category (Lightfastness I, LFI) under standard ASTM D-6901.". Co w skrócie oznacza że są jedyna marką oferującą zestaw 76 kolorów z czego 61 z nich jest zakwalifikowana do najlepszej światłoodporności LFI (czyli wytrzymają ponad 100 lat w normalnych warunkach czyli z daleka od światła słonecznego i za szybą chroniącą przed uv). To jest bardzo istotna informacja dla artystów rysujących i sprzedających swoje oryginalne prace które zawisną później na ścianach. Nie chcemy by nasze prace wypłowiały i straciły kolory w przeciągu kilku lat. Jeżeli zaś rysujemy "do szuflady" lub sprzedajemy wydruki (printy, naklejki, inne przedmioty z naszym wzorem) a oryginały są schowane to nie będzie nam aż tak potrzebne.


3. Praca na warstwach

Tą ich zaletę odkryłam przez przypadek. Normalnie nie pracuje na aż tylu warstwach. Zaczęłam malować koszule mieszając dwa kolory turkus + zielony i zblendowałam wszystko terpentyną. Nie specjalnie mi się spodobały plamy i nierówne rozmieszczenie koloru wiec powtórzyłam cały proces i spróbowałam tym razem zblendować jasno błękitną kredką. Tym razem nie przewidziałam że te kredki są tak bardzo kryjące i zamiast ładnego turkusu zrobiła się miętowa koszula. Nałożyłam więc kolejne warstwy zieleni i turkusu i tym razem użyłam blendera w kredce z Derwent (sprawdził się fantastycznie). Uzyskałam w ten sposób piękny jednolity kolor który chciałam. Potem zostało dopracowanie cieni i światła. Policzmy ile to było warstw...
1. turkus
2. zieleń
zblendowane terpentyna
3. turkus
4. zieleń
5. zblendowane mocno przyciśniętym błękitem
6. turkus
7. zieleń
8. zblendowane blenderem z Derwent
9. cienie i rozjaśnienia
9 warstw które nakładały się na siebie bez żadnych problemów, tak jakby pod spodem była czysta kartka.... Czy jakiekolwiek inne kredki tak potrafią? Kocham moje Polychromosy ale nawet one mają jakiś limit warstw a te zdają się go nie posiadać. Jak to jest w ogóle możliwe?!  Na zdjęciu obok możecie zobaczyć moment gdy zaczynam blendować błękitną kredka.

4. Dobrze współpracują z innymi firmami

Akurat mam tylko Polychromosy i dwie kredki z Prismacolor ale z nimi pracują fantastycznie. Nie mają również problemu z blenderem Derwent (co udowodniły przy koszuli). Dla mnie współpraca z moim podstawowym zestawem Faber Castell jest bardzo ważna, bo to moje główne narzędzie pracy. Niepotrzebne byłyby mi kredki które mają wyjątkowe kolory ale nie potrafią się mieszać z innymi kredkami. To byłoby duże ograniczenie.

5. Pigmenty

Producent jest tak dokładny że nawet podał jakie pigmenty możemy znaleźć w każdej kredce.  Nie spotkałam się z tym w innych profesjonalnych kredkach (przynajmniej nie wpadło mi to w ręce). Nie mam aż takiego doświadczenia ale wydaję mi się że to nie ma takiego znaczenia jak w przypadku akwareli ;)


WADY

Niestety nawet te kredki je mają... niestety....

1. Jakość niektórych kolorów

Niektóre kolory są lepsze, a niektóre niestety... gorsze. Za tą cenę każdy kolor powinien być dokładnie takiej samej jakości. Niestety w tym zestawie znalazła się jedna kredka która jest do niczego, nie wiem jak to jest w pełnej gamie 76 kolorów.... Kolor 046 Cassel Earth bardzo mnie zawiódł. Miałam nadzieję że będzie to ciemny nasycony brąz którego będę używać do futra lub włosów. Niestety to jedno wielkie rozczarowanie. Jest niesamowicie suchy, ma bardzo mało pigmentu i zostawia go w grudkach. Myślę że nawet to widać na próbniku kolorów z początku postu. Rysując futro jeleni miałam ogromny problem z ciemnym brązem, 046 Cassel Earth nie krył prawie w ogolę bazy ze średniego brązu przez co musiałam kombinować z czernią. Na fotce obok widać jak okropnie się sypał i kruszył (Użyłam papieru Gamma Accademia 120). Za tą cenę wszystkie kolory powinny być tej samej jakości. Mam nadzieję że to jedynie problem z tym konkretnym egzemplarzem, może jakaś wada produkcyjna?
W niektórych kolorach czasem pojawiały się ziarna piasku, trzeba na to uważać bo mogą zniszczyć naszą pracę albo co gorsza dziurę w papierze... 

2. CENA!!!

Ludzie... 1000 zł za 76 kredek? Ja rozumiem że to super jakość, światłoodporność na wysokim poziomie ale bez przesady... za tą cenę to powinny same rysować hehe. Polychromosy są równie dobre, a połowę tańsze i dało się osiągnąć wysoką jakość za mniej pieniędzy. Oczywiście że można je kupić i nie będzie się zawiedzionym ale pytanie czy warto wydawać aż tyle pieniędzy? Ja osobiście jestem już pewna że nie kupie całego zestawu bo po prostu nie potrzebuje (no chyba że stanieje o 50% ;) ). Zamówiłam jedynie kilka unikalnych kolorów które przydadzą mi się przy zwierzakach czy portretach ale nie potrzebuje kolejnych niebieskich, żółtych czy czerwonych kredek bo tych nie używam za często a mam ich pod dostatkiem w moim podstawowym zestawie Polychromosów.

3. Szczegóły

Przez to że są bardziej miękkie nie byłam w stanie zrobić takich szczegółów na przykład w oczach czy futrze jak zawsze na papierze Gamma Accademia 120. Użyłam go specjalnie wiedząc o tym że trudniej się na nim pracuje niż na zaufanym Daler-Rowney Smooth Heavyweight. Gamma jest bardziej fakturowana, ma głębsze pory przez co szpic w "Lumisiach" kurczył się w zastraszającym tempie. Nie dało się zrobić pojedynczych strąków futra na dole szyi jelenia tak dokładnie jakbym chciała, musiałam wspomagać się mocno zatemperowanym Polychromosem.  Wstawię fotkę z efektem jaki dał mocno zatemperowany Lumiś. Szału nie ma moim zdaniem... Ale z drugiej strony można się było tego spodziewać skoro te kredki są bardziej miękkie od Polychromosów.


Inne cechy

Te rzeczy można uznać za wadę / zaletę w zależności od tego czego się oczekuje

*. Krycie

Trzeba przyznać że maja na prawdę duże krycie (szczególnie jeśli chodzi o kolory jasne). Nie miałam o tym pojęcia gdy zaczęłam blendować koszule Jokera. Spodziewałam się lekkiego rozjaśnienia a nie prawie całkowitego przykrycia koloru. Ale za to ta cecha fantastycznie sprawdza się przy futrze i włosach. Możemy dać pojedyncze odstające gdzieniegdzie włoski dające dużo więcej realizmu do rysunku. Widziałam kilka kolorowych rysunków i portretów wykonanych tymi kredkami na czarnym papierze i wyglądały niesamowicie. Niestety nie zdążyłam przetestować zestawu pod tym kątem.

* Zużucie

Jest na na prawdę zadowalającym poziomie jak na rozmiary rysunków (A3) i miękkość kredek. Jednym z głównych powodów dla których nie chciałam ich wcześniej kupować był fakt że nie można było dostać ich na sztuki i w razie zużycia jakiegoś koloru byłby problem z uzupełnieniem zestawu. Na szczęście nie musimy się już o to martwić :)


Podsumowanie








A tak wyglądają rysunki wykonane jedynie (z wyjątkiem małych szczegółów w jeleniach) przy pomocy  Caran d'Ache Luminance. Jestem zadowolona z efektu końcowego. Przy portrecie Jokera pracowało mi się bardzo przyjemnie i nie widziałam żadnych problemów, wyzwaniem za to były jelenie. Przez inny papier byłam gotowa się poddać ale pomyślałam "nie! Przecież masz niepowtarzalną okazję przetestować kredki o których zawsze marzyłaś! Nie poddawaj się tak łatwo!". Z każdą kolejną chwilą było mi coraz łatwiej na tym papierze i wiedziałam już co robić by uzyskać efekt jakiego oczekuję. Trzeba się ich nauczyć jak każdych innych kredek czy farb. Są wyjątkowe i nie można temu zaprzeczyć, ktoś kto je kupi na pewno nie będzie zawiedziony. Ja osobiście już wiem że nie kupie całego zestawu, nie potrzebuje po prostu. Parę dni temu przyszła do mnie paczka z kilkoma sztukami które z pewnością włączę do tworzenia kolejnych prac.

wtorek, 26 marca 2019

Szary Szkicownik - Hahnemuhle The Grey Book

W dzisiejszym poście chciałabym przybliżyć wam wyjątkowy szkicownik od Hahnemuhle - The Grey Book. Pierwszy raz trafiłam na niego gdy oglądałam zagranicznych artystów, nie pamiętam już dokładnie u kogo pierwszy raz go zobaczyłam. Doskonale jednak pamiętam moje zdziwienie "jak to? przecież szkicowniki są tylko białe!". A jednak nie! :)
W Polsce, ten szkicownik również jest dostępny z kartkami w kolorze lekkiego brązu i nazywa się The Cappuccino Book. Możemy je kupić w kilku sklepach internetowych i stacjonarnie pewnie też. Występuje w standardowym formacie A4 (który ja mam) oraz A5. Jego cena to mniej więcej 40-45 zł za A5, 60 - 65 zł za A4. Moim zdaniem to dość znośna cena za ten produkt i normalna patrząc na inne szkicowniki firmy Hahnemuhle.

Pierwsze wrażenie jest bardzo pozytywne. Okładka nie jest pokryta materiałem, jak jest w niektorych szkicownikach innych firm, za to ma bardzo ciekawy, delikatny wzór jakby słojów i faktury drewna. Na Grey Booku nie widać tego tak dokładnie ale brązowa okładka Cappuccino Book bardzo do tego pasuje. Producent bardzo zadbał o dopracowanie nawet najmniejszych szczegółów w swoim produkcie co widać od razu. Nie poszedł na łatwiznę ze "zwykłą" okładka i dał nam mały ale jakże miły element w postaci zakładki - czerwonej (w przypadku The Grey Book) lub brązowej (w The Cappuccino Book) wstążki. Wydaje mi się że wstążka - zakładka jest dość charakterystyczną cecha większości szkicowników Hahnemuhle.

























Przejdźmy może do tego co najważniejsze czyli papieru.
To zapewnienia producenta: "A light grey sketch paper with non-absorbing surface for Indian ink, fourtain pens and acrylic markers. Suitable for all techniques with minimum abrasion. Colours stand well on the non-absorbing surface""
"Szkicownik The Grey Book to wysokiej jakości, bez kwasowy, jasno szary papier zamknięty w pięknej, twardej, antracytowej oprawie. Kartki mają satynową teksturę a gramatura 120 pojedynczych arkuszy umożliwia rysowanie na dwóch stronach papieru, bez ryzyka przebijania czy rozmazywania konturów. W szkicowniku można rysować ołówkiem, tuszem, markerami akrylowymi, cienkopisami czy innymi wodnymi pisakami."

W środku znajdziemy 80 arkuszy bez kwasowego papieru o gramaturze 120g. Moje pierwsze wrażenie - bardzo gładki, "zwykły" papier dobrej jakości, który na pewno super się sprawdzi do kredek i ołówka.  Muszę stwierdzić, że kredki i ołówek świetnie sprawdzają się w Grey Booku. Nie ma najmniejszych problemów z blendowaniem, nakładaniem warstw itd. Praca na nim różni się nieco od zwykłego papieru bo nie tylko przyciemniamy ale również rozjaśniamy rysunek. Szary papier będzie fantastycznym ćwiczeniem, jeśli myślimy o rysowaniu białą kredką na czarnym papierze, a nie chcemy rzucać się od razu na głęboką wodę.
Nie próbowałam rysowania kolorowymi kredkami i ograniczyłam się jedynie do bieli, dlatego że polychromosy, których używam, są dość przezroczyste i nie byłyby w stanie dać żywych, intensywnych kolorów na szarości. Jestem pewna, że inne kryjące kredki takie jak Prismy lepiej się w tym sprawdzą.

Producent zapewnia, że będzie idealny zarówno do suchych jak i mokrych mediów. Zgodzę się z pierwszym ale co do drugiego nie jestem taka pewna... Dla mnie ten papier jest po prostu za cienki by używać na nim jakichkolwiek farb czy tuszy. Specjalnie do rysunku, który zobaczycie poniżej użyłam złotego tuszu by sprawdzić jak zachowa się przy kontakcie z czymś mokrym. I zgodnie z obietnicami nic nie przebiło na drugą stronę i papier wytrzymał tą próbę ale pomarszczył się trochę. Nic dziwnego po tak cienkim papierze. Poza tym specyficzny kolor kartek sprawia że praca akwarelami na nim jest trochę bez sensu. Farby akwarelowe maja to do siebie, że są transparentne więc żywe i nasycone barwy będą po prostu ginąć. Myślę, że gwasze i akryle mogłyby się tu lepiej sprawdzić ze względu na swoje krycie, a szarość papieru będzie wtedy świetna do łatwiejszego określania światła i cieni.





















































































Podsumowanie
Czy warto? Moim zdaniem oczywiście, że tak! Szkicownik The Grey Book od Hahnemuhle jest wysokiej jakości za stosunkowo niewielką cenę. Poza tym to jeden z niewielu, jak nie jedynym takim produktem na polskim rynku. Daje możliwość wypróbowania nowej techniki, nauczenia się pracy na papierze innym niż biały i inspiruje do próbowania nowych rzeczy. Jestem pewna że zakupie go ponownie gdy ten mi się skończy :)


Zapraszam również na mój kanał yt gdzie również nagrałam filmik na temat tego szkicownika :)